Trochę czasu upłynęło od ostatniego wpisu – tego czasu co to go brak na wszystko więc siłą rzeczy zawsze coś musi wypaść. W pracy raczej nie wypada 'siedzieć na internetach’, w domu jest rodzina i 'weź z nami posiedzieć chwilę a nie tylko te strony o bieganiu czy triathlonie’, no a trening z natury jest anty-internetowy a już na pewno jeżeli chodzi o pisanie bloga.
A trochę się u mnie dzieje. Dopadło mnie, po raz kolejny zresztą, rozcięgno podeszwowe. Zaczęło po pierwszym mocnym treningu interwałowym przygotowującym mnie do Biegu Europejskiego w Gdyni (10km). Przerwa 2 tygodnie, podleczenie stopy, obiecanki skontaktowania się z ortopedą i… powrót do spokojnego biegania. Nic mocniejszego nie szło zrobić zresztą wolałem pobiec wolno na tych zawodach niż nie pobiec w ogóle. Trochę więcej roweru doszło w zastępstwie treningów biegowych. Mimo tych niesprzyjających okoliczności udało się złamać 45 minut na 10 km (dokładnie 44:23 netto) – z czego jestem bardziej niż zadowolony, ostatnia życiówka na tym dystansie to około 46:50, więc skok całkiem przyzwoity. Uczciwie przepracowana zima, pare kilo mniej na diecie HF, doładowanie węglami przed samym startem, idealna pogoda do biegania: brak wiatru, około 10C, chwilkę lekkiego deszczu, parę sekund gradu i jakoś tak lekko poszło. Pierwsze 5km 23:13, głównie przepychanka w tłumie, drugie 21:10.
Oczywiście po biegu odezwał się ból w pięcie ale wydaje się to inny ból niż przy poprzednich razach z rozcięgnem. Przede wszystkim nie boli z rana, nie trzeba go rozchodzić, zginanie palców nie sprawia problemów. Boli natomiast przy stawaniu na pięcie. Pewnie jednak bez ortopedy/fizjoterapeuty się nie obędzie.
Korzystając z okazji, że bieganie idzie chwilowo w odstawkę mam nadzieję na zwiększenie przejeżdżanego dystansu rowerowego. Zapisałem się na Kaszebe Runda – wygląda to trochę jak wycieczka rowerowa z pomiarem czasu. Trasa 120km, punkty z jedzeniem (np. naleśniki robione na miejscu :)), piciem i kaszubską kapelą. I to wszystko już w weekend za tydzień. Mój max jak do tej pory to 68km więc trochę stresuje mnie czy dam tyle radę wysiedzieć na siodełku.
Basen ostatnio jest bardzo ciężki, ćwiczymy prędkość i siłę na odcinkach 100, 200, 300 i 400m w różnych konfiguracjach odległościowych i sprzętowych. Łączny dystans przepływany w godzinę zegarową nie powala pewnie na kolana: 1800-1950m ale dla mnie to mistrzostwo świata. Parę miesięcy temu przepłynąłem jednym ciągiem tylko 100m a do tego jeszcze musiałem zrobić sobie tak ze dwie minuty na przerwy na wyrównanie oddechu 🙂 Nauczyłem się też robić nawroty, teraz to wydaje się banalne, ale pierwsze próby były bardziej niż komiczne.
Włączyłem też kolejny element do moich treningów triathlonowych. Teraz zamiast żony to ja wstaję do synka w nocy. Mniej więcej 3-4 razy w nocy po 5 minut (chociaż wydaje się za każdym razem, że co najmniej pół godziny przy nim siedzę :)) Może i jestem trochę niewyspany, może i oczy są bardziej podkrążone, może treningi są słabsze, ale za to wypoczęta żona w zaawansowanej ciąży to skarb nie do przecenienia 🙂 No i praca nad dobrymi stosunkami w rodzinie przekłada się na lepsze/częstsze ale akceptowalne przez żonę treningi i zawody.
Podsumowując. Jest dobrze. Rozwijam się. Nie tak szybko jak mógłbym w idealnych warunkach i za dużo jeszcze przypadkowości przy układanu czy realizacji planu treningowego ale ciągle do przodu. Zresztą jak na razie rozwijam bazę pod przyszłe dłuższe zmagania (połówka za rok?) i uczę się siebie, reakcji na różne bodźce treningowe. Więc chyba tak też może być?
Będę chciał przetestowac strój AT na dłuższym dystansie więc pewnie dzięki mikropielusze będę sobie robił przystanki co bufet 🙂 Wczoraj sprawdziłem, na 40 km dretwiało mi to i owo. Zreszta wydaje mi się, że ta pielucha nie lezy tam gdzie powinna, ale też nie bardzo wiem gdzie powinna leżeć 🙂 Zatem do zobaczenia na trasie (albo w bufecie) 🙂
Kaszube Runde udało mi się pokonać dotąd 3 razy. Właśnie na dystansie 65km. Za tydzień zmierzę się też ze 120 kilometrowym odcinkiem. Nie wyobrażam sobie nie skorzystania z pysznych bufetów, więc będzie to jazda interwałowa. Do zobaczenia na trasie 🙂
Gratulacje! A na siodle spokojnie tyle wysiedzisz. No moooooożeeee, gdzieś Cię będzie trochę pobolewać 😉
Faktycznie, trasa 10k w Gdańsku, z Westerplatte wydaje się łatwiejsza. W Gdyni podbieg pod Świętojańską jest przeważnie najbardziej problematyczny, ale też i można tu przesunąć się o parę pozycji 🙂 Mnie akurat tego dnia bardzo fajnie się wyprzedzało na tej ulicy, niestety sporo straciłem na ostatnim kilometrze. Co ciekawe dwa ostatnie kilometry były u mnie najszybsze. Jeżeli chodzi o Kaszebe Runda to nie ma problemu 🙂 Startuję o 8:03. Przy czym lojalnie uprzedzam, że jeżdżę dosyć słabo jeszcze.
Brawo. Ładny bieg szczególnie, że słyszałem o trasie, że nie jest najłatwiejsza. ps. może razem popedałujemy po Kaszubach jak mi fizjoterapeuta pozwoli. Od niedzieli też będę musiał przerwać bieganie, ale jeszcze nie wiem co z rowerem.