Strona główna Blog Strona 794

Polacy w Yokohamie? Wciąż jesteśmy w grze – ocenia Piotr Netter.

0

 

 

Kiedy my spaliśmy – oni walczyli o punkty do rankingu olimpijskiego w zawodach zaliczanych do Serii Mistrzostw Świata Dextro Energy Triathlon 2012. Dwa dobre występy i dwa słabsze – ocenia były trener kadry narodowej Piotr Netter.

 

Rezultaty naszych zawodników:

 

Marek Jaskółka – 39 miejse. Czas: 1:54:50. Pływanie – 00:20:32. T1 = 00:00:33. Rower = 01:01:33. T2 = 00:00:23. Bieg = 00:31:51

Maria Cześnik – 17 miejsce. Czas: 02:01:35. Pływanie = 00:20:41. T1 = 00:00:39. Rower = 01:03:05. T2 = 00:00:26. Bieg = 00:36:45.

Agnieszka Jerzyk zajęła 20 miejsce. Czas: 02:01:54. Pływanie = 00:21:04. T1 = 00:00:38. Rower = 01:02:50. T2 = 00:00:24. Bieg = 00:37:01.

Paulina Kotfica – DNF.

 

Piotr Netter ocenia występ Polaków.

{enclose netter_resume_yoko.mp3}

 

Więcej napiszemy wieczorem, po rozmowie z czwórką naszych triathlonistów.

Jerzyk, Cześnik, Kotfica, Jaskółka – nasza czwórka w Yokohamie!

0

Jutro w Japonii start naszych triathlonistów, specjalistów dystansu olimpijskiego. Zawody są zaliczane do elitarnej Serii Mistrzostw Świata Dextro Energy Triathlon 2012.  Pierwotnie miały się odbyć wiosną  i zaliczać do Serii Mistrzostw Świata (SMŚ) na 2011 rok, ale zostały odwołane po trzęsieniu Ziemi i awarii elektrowni atomowej Fukushima.  W Yokohamie wystąpi czworo polskich zawodników: Agnieszka Jerzyk, Maria Cześnik, Paulina Kotfica i Marek Jaskółka. Na jutro zapowiadane są upały i burze. Na szczęście te ostatnie mają nadejść po starcie naszych zawodników. Rozmawialiśmy z nimi dzień przed startem. Maria Cześnik w rozmowie z Akademią Triathlonu podkreśliła, że w Yokohamie brakuje pierwszej dziesiątki najmocniejszych zawodniczek świata, ale pozostała czterdziestka to naprawdę mocne triathlonistki, na równym poziomie. Start w Pekinie pokazał, że są dobrze przygotowane, więc szykuje się wyrównana walka.

 

Marek Jaskółka szykuje się na dużo lepszy start niż w Pekinie:
{gallery}jakolka{/gallery}

„Na poprzednich zawodach byłem osłabiony ponieważ tydzień przed startem miałem zapalenie ucha, brałem antybiotyk. Teraz może być nieźle. Wszystko zależy od pływania. Jeżeli załapię się do pierwszej grupy, to mogę być w czołówce, ale będe bardzo zadowolony jeżeli uplasuję się około 20-tego miejsca. Najlepsi zawodnicy pływają około 16-stu minut. Tracę do nich 30 do 45 sekund. Wiele zależy od tempa na pierwszych 5-ciu kilometrach roweru, czy uda się dojechać do pierwszej grupy.”


Agnieszka Jerzyk powiedziała nam, że samopoczucie ma trochę gorsze niż przed Pekinem, ale to ważne zawody, w których idzie o kwalifikacje olimpijskie, więc nie zamierza odpuszczać.

 

Paulina Kotfica, choć ma za sobą długi sezon, zapowiada walkę do końca.

{enclose paulina.mp3}

 

Zawodnicy oprócz samej walki w ramach  SMŚ  będą walczyć przede wszystkim o umocnienie swoich pozycji w rankingu olimpijskim do IO w Londynie 2012. Kwalifikacje do igrzysk rozpoczęły się w czerwcu 2010, a kończą zawodami SMŚ w Madrycie w dniach 26-27.05.2012. Zawodnicy podczas dwuletnich kwalifikacji startują w około 20-30 imprezach punktowanych do rankingu olimpijskiego. Są to zawody z Serii Mistrzostw Świata, Pucharu Świata i Mistrzostwa Kontynentalne (np. ME).  Aktualnie w tzw. symulacji olimpijskiej, która zalicza maksymalnie 3 zawodniczki i  3 zawodników z danego kraju,  Polska ma aż trzy miejsca kwalifikujące do Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Maria Cześnik jest na 33 miejscu, Agnieszka Jerzyk na 41 miejscu a Marek Jaskółka na 45 miejscu. W Igrzyskach Olimpijskich wystąpi po 55 kobiet i mężczyzn reprezentujących ok. 38 państw. W rankingu olimpijskim będącym podstawą do symulacji olimpijskiej aktualnie nasi zawodnicy mają następujący dorobek: Maria Cześnik jest na 36 miejscu (1813 pkt), Agnieszka Jerzyk – 51 miejsce (1457 pkt), Marek Jaskółka – 71 miejsce (894 pkt), Paulina Kotfica – 80 miejsce (718 pkt.). W Japonii nie startuje Sylwester Kuster – aktualnie zajmuje 125 miejsce (307 pkt.).  

 

współpraca: Piotr Netter

III Triathlon Warszawski. Pożegnanie sezonu

1

Zastanawiałem się, jak zachęcić Was do przeczytania tekstu na blogu Jakuba Bieleckiego – napisał relację z III Triathlonu Warszawskiego zorganizowanego przez Urysnowskie Centrum Sportu i Rekreacji. Trafiłem na fragment, który przekonał mnie, że nic lepszego nie wymyślę. Po co silić się na pisanie o czymś, co ktoś opisał już lepiej od Ciebie? Triathlonści to gaduły. Przekonacie się o tym. Wystarczy spędzić z nimi godzinę przy piwie i już wiadomo, że mogą snuć opowieści przez całą noc. No, ale za to w jakim stylu to robią!

 

„Na drugim kółku dostaję wodę. Nic nie pomaga. Walę w trupa. Pod koniec kółka widzę Kurę. Niestety On także widzi mnie na nawrotce. Uruchamiam KERS, ale On także przycisnął. Po chwili jestem na mecie. Kura na mnie czeka. Powiedział, że kiedy mnie zobaczył stwierdził, że nie może ze mną przegrać i przycisnął. Miał się oszczędzać na triathlon rodzinny, ale ze mną nie mógł przegrać. Po chwili zbieram gratulację za zawody i utwierdzają się pogłoski o moim drugim miejscu.Po chwili na metę wbiega Olga, która wygrała kategorię kobiet.”

 

Więcej na blogu Kuby

Pierwszy puchar w życiu i ostatni start sezonu

4

Ostatni start sezonu w triathlonie. Zorganizowany przez Urysnowskie Centrum Sportu i Rekreacji 'III Triathlon Warszawski’. Nie bez powodu wymieniłem organizatora, bo organizacja była doskonała. Lekkie opóźnienia, to nie wada, a wszystko wynagradzały nagrody, o których później.

 

Wszystko zaczęło się od basenu, na którym płynęło się 200 lub 400 metrów, w zależności od kategorii. Na początku płynęły pociechy, a dopiero później rodzice. Nikogo nie zdziwiło, że Filip Szołowski, absolutny kandydat do pierwszego miejsca, wygrał pływanie, ale wszyscy przecierali oczy, że jeden z konkurentów dorównywał mu kroku. Przez długi czas utrzymywał się na prowadzeniu, ale na końcówce Filip przyspieszył i zdobył kilkusekundową przewagę przed rowerem. Ja popłynąłem w kolejnej serii i uzyskałem czas na który mnie stać, tzn. sześć i pół minuty. Później startowali pozostali zawodnicy. Później przyszła kolej na sztafety rodzinne. Na nich była prawdziwa wojna pływacka. Pierwsze pięć rodzin przypłynęło w kilkusekundowym interwale.

 

Po zakończeniu wszystkich konkurencji udaliśmy się do parku w podwarszawskim Powsinie. Tam powitał wszystkich znany i lubiany i zawsze skory do żartów Zbyszek Mazurczyk, który pełnił funkcję sędziego. Podczas przygotowań przejechaliśmy trasę rowerową. Na początku na spokojnie, później w tempie bliskim wyścigowego – zakręty na wąskiej leśnej trasie trzeba przećwiczyć w prawdziwym boju.

 

Pętlę biegową, także przeleciałem dwa razy. Pierwszy raz wolno, a za drugim razem po to, żeby wkręcić się na odpowiednio mocne obroty. Po chwili wystartowały dzieci. Najmłodsi sportowcy mięli do pokonania, tylko trasę biegową. Zacięta rywalizacja się zakończyła, a my zaczęliśmy wprowadzać rowery do stajni. Układając je w kolejności w której kończyliśmy pływać. Niektórzy przy rowerze oprócz kasku położyli, także buty biegowe. Ja postanowiłem, że pojadę w butach biegowych. Chyba nie staracę tak dużo na braku butów rowerowych, a zmiana butów, to zawsze strata i trochę stres, jeśli coś pójdzie nie tak.

 

Ustawiliśmy się w kolejce przed linią startu. Pierwszy ruszył Filip, a wraz z upływającymi sekundami startowali kolejni zawodnicy. Kiedy zegar pokazał 1:32 ruszyłem z kopyta. Słyszałem dopingujących znajomych, którzy krzyczęli, żebym cisnął, ale ostrzegali Olgę Ziętek przede mną. Zmiana poszła błyskawicznie i z 10 sekundowej straty po pływaniu pozostała strata około 4 sekund, którą błyskawicznie zniwelowałem na asfalcie. Później wjazd w las i pełen ogień. Boli, ale ma boleć. Jak boli to rośnie, bez bólu nikogo nie wyprzedzę. Rura i już jestem po pierwszej pętli. Trochę dublowania na wąskich trasach, ale nie było tak źle jak w Siedlcach, tutaj czułem się jak na autostradzie, chociaż w Siedlcach była znacznie ciekawsza i trudniejsza trasa. Na trasie silnie krzyczęli na mnie: Adam Krzesak, Rybki, DARy, Luiza i Tomek (kolejność przypadkowa) i jeśli o kimś zapomniałem, to bardzo przepraszam.

 

Dojechałem do strefy zmian. Zbyszek pokazuje miejsce, w którym trzeba zsiąść z roweru. Mówi, że jestem piąty i że idę jak burza. Taką samą informację otrzymuję od innych kiboli. Za mną jest Janek Tenderenda. Doszedł mnie na rowerze, teraz pewnie przegram z Nim na biegu. Nie! odgoniłem złe myśli – to ja rozdaję karty. Później przypomniałem sobie, że Janek mówił o tym, że jest słabym biegaczem. Muszę cisnąć. Zastanawiam się, kto jest przede mną. Filip, Piotrek Tartanus (teraz chyba nie starczy mi dystansu, żeby go dojść jak to było w Habdzinie), Kamil i Kura. Jestem chyba drugi w swojej kategorii! Biegnę, ale nikogo nie widzę. Odwracam się i widzę tracącego dystans Janka i nikogo za nim. Biegnę trochę swobodniej, ale cały czas przepustnica jest w podłodze, użycie KERSu zostawiam na ostatnie metry biegu.

 

Na drugim kółku dostaję wodę. Nic nie pomaga. Walę w trupa. Pod koniec kółka widzę Kurę. Niestety On także widzi mnie na nawrotce. Uruchamiam KERS, ale On także przycisnął. Po chwili jestem na mecie. Kura na mnie czeka. Powiedział, że kiedy mnie zobaczył stwierdził, że nie może ze mną przegrać i przycisnął. Miał się oszczędzać na triathlon rodzinny, ale ze mną nie mógł przegrać. Po chwili zbieram gratulację za zawody i utwierdzają się pogłoski o moim drugim miejscu.Po chwili na metę wbiega Olga, która wygrała kategorię kobiet.

 

 

Po zakończonej konkurencji startuje kategoria weteranów, to teraz ja krzyczę na Luizę, Renatę, Darka, Rybkę. Oczywiście Gawęda i Luiza jak zwykle wygrywają swoje kategorie. Na mecie Renata dziękuje mi za pogonienie Jej na trasie biegu. Powiedziała, że dałem Jej siłę na łyknięcie zawodnika przed Nią. Wszystko odbywa się w bardzo przyjacielskiej atmosferze. Zakąszamy ufundowane przez sponsora 'Stejki’. Świetne popołudnie.

 

Okazuje się, że prawdziwa konkurencja ma miejsce dopiero na triathlonie rodzinnym. Wszyscy cisną niemiłosiernie. Po rowerze trzy rodziny wpadają jednocześnie. Rowery lecą na bok, kaski wylatują w bok, byle by szybciej dostać się na zmianę i dać możliwość biegu ostatniemu członkowi sztafety. Emocje jak na brydżu! Do walki o pudło włącza się czwarta ekipa. Po około 4 minutach prawie wszystkie sztafety wbiegają równo. Szał wygranych, bo przegranych nie ma!

 

Na koniec dekoracja. Mój pierwszy puchar. Ładnie przycisnąłem, fajnie pobiegłem i jest nagroda. Oprócz pamiątki na całe życie wygrałem wejście na kręgle i basen, oraz! oraz! camel bag! Mogłem także stanąć obok Filipa Szołowskiego na podium. Na niejednych imprezach to bardzo zaszczytne miejsce. Nagrody innych są równie atrakcyjne: pulsometry, namioty, a dla najlepszych rodzin rowery. Grupowo umawiamy się na kręgle w najbliższym czasie.

 

Po kilku chwilach następuje losowanie dodatkowych nagród m.in. karnetów na masaże, a po kilku kolejnych chwilach udajemy się w swoje strony i kończymy ostatnie zawody triathlonowe w tym sezonie.

Las Vegas w drodze na Hawaje

1

Rafał Herman – relacja z Las Vegas.

 

Jest! Udało się! Jestem „finisherem” największej imprezy na świecie: World Championship Las Vegas na dystansie Ironman 70.3 (1,9 pływanie, 90 rower, 21,1 bieg). To nie był łatwy wyścig. Głównym założeniem było rozpoznać, jak mój organizm zachowuje się w takich warunkach. Nie przyjechałem wygrać tych zawodów, jeszcze nie w tym roku 🙂 Wiem, że jest potencjał, ale teraz wszystko zależy od ciężkiej pracy zimą – głównie nad wagą. Jeżeli jest tyle podjazdów, a bieganie z górki i pod górkę (niebywałe, prawie nie było kawałków po płaskim), to dźwiganie kilogramów dodatkowo obciąża silnik. Fizyki nie da się oszukać. Najszybsi ważą około 65 kg. Nie można być 80-kilogramowym klockiem. Dowód? Na zdjęciu Mistrz Świata Craig Alexander i ja, niedźwiedź polarny, czyli wielki klocek.

 

Nie lubię szukać wymówek, ale wydaje mi się, że czas 5:05 jest odrobinę poniżej moich możliwości. Specjalnie przyjechaliśmy z żoną tydzień wcześniej, żeby nie było problemu z „jet lagiem”. Udało się. Ten czas miał również pozwolić przyzwyczaić się do temperatury – to też się udało. Wybieganie, tydzień przed zawodami zrobione w Las Vegas przy temperaturze 41 stopni Celsjusza w cieniu, wytrzymałem całkiem dobrze. Wyszło po 5:05/km. Ostatnią zakładkę w niedzielę – rower i zaraz potem bieg – trochę skróciłem, żeby się nie podciąć. Zrobiłem 4,5 h rowerowania i 30 min biegu, co zniosłem super. Zapowiadało się, że będzie ostra walka o wynik.

{gallery}vegas2{/gallery}

Dwie rzeczy były mniej sprzyjające:
1. Amerykańska dieta – niesłychanie smaczne mięso, najlepsze steki na świecie. Czym oni je szprycują, że to ma taki niebywały smak?
2. Dwa dni przed zawodami mój organizm nie wytrzymał nadużywanej tutaj lokalnie klimatyzacji. Amerykanie mają jakiegoś świra – podniecają się, kto może zrobić sobie chłodniej.

OK. Przetrwanie w takiej pogodzie jest wyzwaniem. Temperatury w cieniu potrafią dochodzić do 50 stopni Celsjusza. Dwa dni przed zawodami złapałem katar i delikatny ból gardła. W Polsce nie byłby to żaden problem, bo życiodajny napój w postaci Colostrum Bowinum (dla niewtajemniczonych: pierwsze mleko krowy) załatwiłoby sprawę. Tu niestety nie było dostępne, również w postaci używanej przez zawodowców jako Biestmilch. A „Doktorek” ze swoimi krowami 11 tysięcy km stąd! No cóż, to tyle tłumaczeń. Trochę przybrałem na tych stekach, ale nie darowałbym sobie, gdybym nie odwiedził najlepszego Steakhouse’u w Las Vegas. Pierwszy raz odbiliśmy się od drzwi restauracji SW, bo rezerwować trzeba z wyprzedzeniem i nie można wejść w t-shircie. Szybkie zakupy i fajna koszula Calvina Kleina pojawiła się w garderobie. Zdecydowaliśmy się na nietypową godzinę i udało się złapać stolik. Najlepsze mięso jakie jadłem w życiu. Bajka – jak mówi jeden z naszych kolegów.

{gallery}vegas3{/gallery}

Pasta Party standardowo, i na szczęście, 2 dni przed zawodami w wyjątkowym stylu: głównie ziemniaki, mięso mielone w kulkach, kurczak i dużo warzyw bez smaku, garstka makaronu. Na deser przesmaczne ciastka z dodatkiem peanut butter. Jak to ma dobrze wpłynąć na wyścig? Gdzie standardy i pamiętanie o ładowaniu węglowodanowym?! Oczywiście mięso i ciastka smakowały najlepiej. Po prostu – Ameryka. Najwięcej uczestników, nie licząc USA, było z Kanady. Drugie miejsce – Wielka Brytania, Niemcy i Szwajcaria. Widać, że Europa bardzo mocno zaangażowała się w triathlon długodystansowy. Parę lat temu prawie nie istniała. Tak jak Polska dzisiaj. Było nas dwóch na 1700 osób. Choć sądzę, że niedługo to się zmieni, bo to genialna dyscyplina sportu. Jeżeli ktoś lubi bieganie, to na pewno polubi rower, a pływanie to jak deser do dobrego steka. Zaczynam myśleć po amerykańsku.

 

Impreza była zrobiona z rozmachem. Wydawało mi się, że ciężko znaleźć salę w hotelu, w której można zrobić galę na 1700 osób + rodziny, znajomi, znajomi znajomych. W Europie takie imprezy organizuje się zwykle w dużych namiotach, albo halach sportowych. Nie w Ameryce, a na pewno nie w Vegas. Hotel Lowes w Las Vegas Lake resort miał taką salę. Był oczywiście hymn amerykański dla uczczenia dziesiątej rocznicy 11.09 (zamach na WTC). Obok naszego stolika siedział Leu Holender, jeden z dwóch najstarszych uczestników zawodów. Nie mogłem uwierzyć w jakiej facet jest formie, mając 81 wiosen na karku. Czyżby triathlon dawał długowieczność? Leu od dwudziestu lat startuje w Mistrzostwach Świata na Hawajach! I nie był sam w swojej kategorii wiekowej, był jeszcze drugi… ale ten podrywał moją żonę! Niebywałe!

{gallery}vegas4{/gallery}

Głównym faworytem był nie kto inny, jak sam Craig Alexander (dwukrotny mistrz świata Ironman, wygrywał w Kona na Hawajach w 2008 i 2009). Jest typowym biegaczem. Nie za wysoki, lekki. Najszybszy maratończyk wśród triathlonistów. Był też najszybszy pływak wśród długodystansowych triathlonistów – Andy Potts, były członek kadry US w pływaniu, dwukrotny Olimpijczyk. Chris Lieto, Amerykanin, to najlepszy biker wśród triathlonistów. Ciekawe, że z wody wyszedł najpierw Andy, po rowerze na prowadzeniu był już Chris, a całość padła łupem Craig’a.

Pierwszy raz startowałem „non-wetsuit swim”, woda miała temperaturę 27,5 stopnia. Ciepła i przyjemna. Startowalismy „falami”, więc nie było wielkiego tłoku, jak np. podczas zawodów Ironman w Szwajcarii, gdzie 2 tysiące ludzi startuje jednoczesnie. Jezioro Las Vegas jest stosunkowo nieduże i wąskie, więc można było nawigować obserwując brzeg – to się przydaje i fajna atrakcja. Dodatkowo przepływaliśmy pod mostem. Super!

{gallery}vegas5{/gallery}

Płynąłem w swoim standardowym stylu, czyli Zbyszek (mój trener pływania) powiedziałby, że „spałem”, ale to fakt, czułem, że miałem odrobinę zapasu, zbierałem doświadczenia. Chyba lubię pływanie bez pianek, jakoś człowiek się swobodniej czuje. Gdyby jeszcze woda była przejrzysta, ale to będę miał na Hawajach. Już za niedługo.
Cdn…

Delegacja w Łodzi zakończona

2

Delegacja w Łodzi dobiegła końca. Sportowo było słabo: trochę pobiegałem, zrobiłem trening siłowy, ale podjadłem jakieś kolacje i popiłem piwo. W sumie po ciężkim sezonie należy się trochę luzu.

Szkoda, tylko że nie udało mi się pójść na basen. Pomimo tego, że basen był otwarty do 22, o 20:50 nie można było już wejść, bo okienko dla wchodzenia bez wcześniej wykupionych karnetów jest od 19 do 20. Zawsze mogłem przyjść w piątek o 20 (okienko pomiędzy 20, a 20:30). W czwartek nie ma szans przyjść na okoliczny basen, bo tak. Inny basen w okolicy był zamknięty, a aqua park remontują. Innych nie szukałem, skutecznie odrzucił mnie kretyński regulamin basenu na ulicy Sienkiewicza.

Co do samej Łodzi, to muszę przyznać że nie spodobała mi się w ogóle. Ta moja krzywdząca może opinia, jest podyktowana faktem, że nie podobają mi się postindustrialne krajobrazy, zasikane bramy i krzywe chodniki. Chociaż muszę przyznać, że Piotrkowska i Manufaktura wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Szkoda, że reszta Łodzi nie wygląda tak dobrze.

Teraz pora wrócić do domu i wziąć się za lekki trening i planowanie następnego roku.

Bałkański Akcent

1

Witam

 

To moj pierwszy wpis, ale od razu zacznę z grubej rury. Czyli relacja z zawodów o puchak komentanda – MAMAIA TRIATCHLON CHALENGE 2011

 

Więc. Ostatni deszcz Constanta widziała jakieś 2 miesiące temu. I w piątek. Lać zaczęło około 17. Ale naprawdę lać i piźdzdzić. Na moim rowerku nigdy nie jechałem w deszczu. Zona zmartwiona – obiecałem solennie, że pojadę jak będzie siąpić i będę jechał powolutku, aby się nie wyp… Torba spakowana, Rower wypucowany i nasmarowany. Z żelków zdjęte folijki. Siusiu, paciorek i do spania.
Sobota. Pobudka 6 rano. Leje. Ale nie siąpi, Leje, piździ, pioruny. Katastrofa. 7 rano – przejaśnia się, może coś z tego będzie. Wymyśliłem, że po drodze pojadę do biura po starą komórkę – bo po cholerę w strefie zmian jak będzie lało zalać nową. Wiec wyjechałem 15 minut wcześniej – pełna euforia, muza leci- pozytywne wibracje z Rage Agains the Maschine – bęc – z tego wszystkiego zapomniałem jak się w Rumunii parkuje i przytarłem jakiegoś grata na parkingu. Kur.. Oczywiście dziadek wyskakuje z kanciapy i dże ryja – ja nie kumam, bo mówi dialektem jakimś. Telefon do Bogdana – kolegi załatwia sprawę i około 8:30 melduję się w strefie zmian.
Mała dygresja. Do tej pory jedynie biegałem – 10, półmaraton, maraton. Przed startem ogląda się innych startujących i widzi się ludzi w różnym stopniu przygotowania – takich, do których w ogóle się porównać nie można, takich z którymi się powalczy i takich z którymi wiesz, że przy tej ilości potu, którą wylałeś powinieneś wygrać. Właśnie uświadomiłem sobie, że na triatlonach nie ma tak dobrze – tutaj przypadkowych ludzi startujących bez przygotowania raczej mało. Sami wielcy, żylaści kolesie. No na pewno nie wpływa to dobrze na morale.
Ciasno. Na jednego zawodnika jakieś 45 cm miejsca. Szczęśliwie trafiłem na miejsce tylko w połowie zalane wodą, więc mogłem się spokojnie rozłożyć, ale na poukładanie rzeczy zgodnie z planem i porządkiem niestety nie było miejsca. No i zaczęła się przedstartowa sraczka. Nie dosłownie ale prawie. Ponieważ przez pół piątku popijałem małymi łykami wodę oraz inne specyfiki.. w sumie nie wiem dlaczego mnie to nie zastanowiło, dlaczego piję, piję a nie sikam. Więc właśnie zacząłem. Od 9 do 10 lądowałem w toice chyba z 5 razy.
OK. – ostatnia odprawa techniczna, pianka i do wody. Rozgrzewka… komunikat, że start opóźniony o 20 minut, bo burza była. Rumuny…choć w zasadzie alleluja – wiem, że sika się w piankę, ale nie lubię jakoś, więc wykorzystałem te 20 minut na ostatnią wyprawę. Ponieważ uważam, że nastawienie psychiczne na zawodach naprawdę sporo robi a opróżnienie pęcherza poprawia ów nastawienie polecam początkującym poćwiczenie tego elementu – sikanie w tojce w piance zapinanej z tyłu i w stroju startowym zapinanym z przodu kiedy nie chcesz zdejmować całej pianki. Dobrze, że sobie nic nie złamałem.
Do wody – start przesunięty o kolejne 5 minut. Ludzie bez pianek zaczynają marznąć…choć woda ma 22 stopnie. W końcu huknęło, gruchnęło i popłynęli.
Do opłynięcia 2 trójkąty z bojek. Po pierwszym nawrocie łapię rytm, ale i tak płynie mi się fatalnie. Nałykałem się powietrza, nie mogę odbić, zgubiłem się na ostatniej prostej i nadrobiłem kilkanaście metrów. Drugie okrążenie – już lepiej. Rytm jest, bekłem jak noworodek, zgubiłem się na ..cholerne kierunki…
Wyjście z wody – wszystko jak koledzy podpowiadali zrobiło się samo. Okulary i czepek – jeden ruch, odpiąć piankę i zsunąć – drugi ruch – jestem już na lądzie (wychodziło się po drewnianym podeście, stromo dość). Miałem policzone rzędy, więc rower znalazłem od razu i.. pamiętam tylko, że wyuczona metoda zakładania skarpetek nie zadziałała i troszkę trzęsły mi się ręce. Następne – to już jadę. Gdzieś mi ta strefa zmian umknęła z pamięci, ale spędziłem tam nadzwyczaj mało czasu więc zadowolony.
Rowerek – 4 kółka na płaskim terenie, ale w Mamai jest tak, że nawet jak nie wieje to wieje. I to tak brzydko – bo kręci raz w plecy, raz z boczku raz w pycho. Generalnie określenie miota nim jak szatan pasuje tu bardzo. Ponieważ mamy do dyspozycji 2 pasy ruchu (trzeci dla biegaczy i pierwsi z „proba sprint’ zaczęli się już pojawiać –ciasno dość. Jakoś łańcuch sam powskakiwał na właściwe przełożenia i kręcąc jak oszalały pomknąłem. Fajowsko. Wyprzedzanie jest super. Zwłaszcza jak wyprzedzasz Stefana Van coś tam – holendra, za którego kask mógłbym spłacić rower a za rower – pewnie małe auto. Satysfakcja – 150%.
Z tego wszystkiego nie włączyłem zegarka – a kółka liczy się samemu. Więc pyknąłem go tylko tak, żeby mi 200m przed końcem powiedział że to ostatnie było. Zgodnie z filmikiem z Youtube – na ostatnich 50m rozluźniłem ręce, rozciągnąłem łydki i już jestem w strefie zmian (hi – która wygląda jakby bomba tam wybuchła – wszystko leży gdzie popadnie – ręczniki, czepki, pianki…) Rower na stojak, kask, buty, łyka czegoś, buty biegowe (kur.. znowu trzęsą się ręce i nie mogę zawiązać) Udało się – wio.

Bieganie. 27 stopni na rowerze nie jest odczuwalne. Na bieganiu i owszem. Masakra, mój kark i ręce oblezą jutro jak nic. Oczywiście lało rano, więc wzorem prezydenta Łodzi chyba pytałem się siebie przez te 10km – Gdzie masz ch.. czapkę!!. 2 kółka po 5 km, 2 razy woda na każdym, picie tylko na pierwszym okrążeniu, potem już tylko polewanie.
Meta. 3 minuty nie odzywam się do nikogo – znajomi chyba coś tam gadali…nie wiem.
No. I tyle.
W nagrodę za przeczytanie tej historii do końca :

Niniejszym ogłaszam, że jedyny tam przedstawiciel III RP, członek TriCitiTriathlonTeam, Reprezentant elitarnego, jednoosobowego teamu Von_Igel oraz członek forum www.xtri.pl Michał Jeżewski vel Von Igel, ukończył 3 edycję Triatchlon Challenge 2011 w Mamaia / Rumunia zajmując zaszczytne 11 miejsce w grupie wiekowej 30-39 z rezultatem: 2 godziny 21 minut 36 sekund.
Strata do miejsca 1 – 20 minut 55 sek.
Miejsce w kategorii Open dopiszę tutaj jak podadzą wyniki na stronie gdzieś tam.
Poszczególne czasy.
Pływanie 28:30, rower: 1:06:07, bieganie: 46:58. (czas w strefach chyba wliczony).

Sucharek czy browarek

2

Mimo całkiem udanego sezonu, ostatnio zacząłem się zastanawiać dlaczego niektórzy tak zasuwają na biegu, a ja nie mogę ? Doszedłem do pewnych wniosków, które potwierdzi poniższa historia.

 

Kolega opowiedział mi o znajomym, który ze sportem nie miał nic wspólnego. Standardowo praca, dom, komputer.

Jak większość z nas postanowił coś zmienić i zaczął biegać. Na początku dla zdrowia, potem zacząl okazyjnie startować w krótkich biegach. I tak po 6 miesiącach treningu doszedł do poziomu ~35 minut na 10 km (wow).

Jak on to zrobił ?  Tego do końca nie wiem, ale chłopak jest chudy jak szkapa i posturą przypomina szczupaka z podstawówki. Tak więc do biegania sadło i kupa mięśni są niepotrzebne. Wystarczy spojrzeć na elitę triathlonistów – na oko widać, że im mniej tym lepiej.

 

Także ciężkie czasy nastały, przynajmniej dla mnie. Ciekawe jestem jak to się przełoży na jazdę rowerem. Ale jak przypominam sobie Contadora kiedy wygrywał czasówki z większmi od siebie, to tym bardziej przekonuje się do zrzucenia paru kg. Powodzenia w szukaniu złotego power to weight ratio.

W oczekiwaniu na Yokohamę

0

W poniedziałek odbędzie się pierwszy start zaliczany do serii Dextro Energy Triathlon 2012. Impreza została wcześniej przeniesiona a jak wiemy wielki finał odbył się w zeszły weekend. ITU (International Triathlon Union) zalicza tę imprezę już do nowej serii. Jak podaje ITU, największym zaskoczeniem jest start olimpijskiej srebrnej medalistki Vanessy Fernandes, która ma już na koncie 20 zwycięstw w imprezach serii Pucharu Świata, a w tym sezonie zrezygnowała ze wszystkich startów.

 

W imprezie wystartują również polskie triathlonistki: Agnieszka Jerzyk, Maria Cześnik, Paulina Kotfica oraz triathlonista Marek Jaskółka.

 

Chris McCormack nadal kontynuuje swoje przygotowania do olimpiady w Londynie i również zapowiedział swój start. Przypomnijmy, iż zeszłoroczny zwycięzca Mistrzostw Świata na dystansie Ironman tym razem za cel obrał sobie zdobycie medalu na Igrzyskach Olimpijskich.

Film z Mistrzostw Świata w Pekinie i wygrana Agnieszki Jerzyk.

0

Agnieszka Jerzyk w krótkim wywiadzie opowiedziała nam już o swoim starcie. Jak to wyglądało w praktyce możecie zobaczyć na stronie ITU. Krótki film z zawodów pokazuje w jakich warunkach pogodowych musiały zmagać się zawodniczki. Końcówka emocjonująca! Pani Agnieszka walczyła do końca. Trzymamy kciuki za Yokohamę. To już w poniedziałek.

 

W komentarzach pod informacją prasową możemy przeczytac komentarze polskich kibiców:

„Gratulacje Agnieszka! Piękna walka, piękny wyścig! Już trzymam kciuki za Londyn.”

„Panie I Panowie czapki z glow przed Mistrzynia Swiata U23. Nie pozostaje nic innego, jak zyczyc tytulu Mistrzyni Swiata Elity.”

„Agnieszka ale bieg!!!!!! ale wyścig!!! G R A T U L A C J E !!!!!”

„Chapeaux Bas!”